Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/206

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
206

dawnobym mógł ich zniszczyć z kretesem, a żal mi. Powiesz im waszmość żeby nieszaleli, że cała Polska nasza, że się poddać muszą.
— Ale panie generale, cóż ja tam poradzę.
— Poradzisz waćpan, poradzisz, poświadczysz co się dzieje, nakłonisz ich, waćpanu lepiéj uwierzą.
Pan Sladkowski dziwnie jakoś brwiami ruszywszy, wąsa pokręcił.
— Wszak w Prusiech wszystko dobrze? wszak szwedzi wszędzie górą.
— A jakże! panie generale, a jakże! tak jest! powtórzył Sladowski.
— No! powiesz im to wszystko... powiesz i przemówisz z dobrą radą, żeby się poddali.
— Prawdę powiedziawszy, jestem nawet dawno znajomy xiędzu Kordeckiemu...
— Tém lepiéj, więcéj da wiary waszmości.
— Hola! klasnął Miller w ręce; teraz muszę waszmości przyjąć, i kazać ci dać kwaterę w Częstochowie.
Zaprzątnięto się tedy przyjęciem pana Sladkowskiego; ale gdy go poczęli badać o swoich, o fortunę oręża szwedzkiego, oto i owo; prawił im banialuki i androny, plątał się, bałamucił i nadewszystko zaklinał że był wiernym bar-