Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
156

Kordeckiego: — Módlcie się by prosić, módlcie by dziękować, módlcie, gdyście cierpieli i gdy cierpicie, módlcie się, wierzcie a pracujcie!!!
Nim doszli do kaplicy, co zapytań, co ciekawych badań wycierpieć musieli zakonnicy o Millerze, o wojsku, o obozie.
Próżno przeor natrętnych odpychał:
— To potém, to potém, wprzód się potrzeba pokłonić gospodyni naszéj.
Zaśpiewano więc litanję loretańską...
Dzisiejsza pobożność uśmiécha się podobno z litością nad tą formą religijnego uniesienia, którą tak lubili ojcowie nasi; piękna to przecież modlitwa! Z jak szczerym zapałem wyrywały się z duszy te urywane wykrzyki, te pochwalne słowa, któremi strojono obraz Bogarodzicy.
Po odśpiewaniu lilanji, zaprowadzono przybyłych do refektarza, gdzie za niemi ślachta hurmem się zaraz wciskać poczęła; wszyscy ciekawi byli historji dwóch zakonników, ciekawi poznać z ich ust bliżéj, Millera obóz szwedzki i polski, siły ich i rolę, jaką tam grali rodacy obłąkani, niby na uwięzi przyprowadzeni niewolnicy, co się bić nie śmieli, a na bój z braćmi patrzali suchem okiem i nieczynną dłonią.