Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom II.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
144

towości. Miller zawahał się i spowolniał bardzo; posłał do klasztoru żeby się poddawano, odebrał odpowiedź że póki mnichów nie powróci, traktować nawet nie będą; podumał i kazał odłożyć spełnienie wyroku.
— Widoczném już było dla wszystkich że zakonnicy sprawę swoją wygrali; Miller dekret wczorajszy starał się w żart obrócić i śmiał się ze strachu którego narobił, nic nie mówiąc o własnéj bojaźni.
Posłał nawet około południa Kuklinowskiego, zapraszając zakonników do swojego stołu; ale wysłuchawszy tego osobliwszego wezwania, xiądz Małachowski odpowiedział poważnie.
— Skazani już na szubienicę przestępcy, nie godni jesteśmy zasiadać u stołu z panem Generałem.
— Jakto? nie pójdziecie!
— Nie pójdziemy! — odpowiedzieli oba.
— Miller zjadł tę odpowiedź w żarcie, skrzywił się, ręką machnął, a dowiedziawszy się że i polacy z koni już zsiedli, jeść podawać rozkazał. Nikt ze starszyzny polskiéj oprócz wiernego Kalińskiego, nie przyszedł dnia tego do Millera, warzyli sobie w kociołkach i garnuszkach kaszę. Obiad był smutny i milczący, a nikt nie