Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łeb kamienny, zawsze rychléj mierz w obwisłe brzucho i we flaki, to go zwalisz pewniusieńko, bo u niego całe życie w kałdunie. Szwed też, żebyś wiedział kochanku, ma ręce słomiane. Kiedy zechce bić, nastaw mu się tylko, a nie poczujesz razu, byle śmiało.
W tem nadszedł xiądz Mielecki, a żebraczka ustąpiła śmiejąc się jeszcze i powitała go:
— Chociaż ja półkownikiem jestem, a to hetman, widzisz gburze, skłoń że się jak przed wodzem.
— Ej stara! stara! że też ciebie jeszcze trzymają się żarty!
— Prawda ojcze! wzięły się mnie gdyby pijawki i puszczać nie chcą! Cóż robić! aby daléj! Czołem panie hetmanie, pójdę daléj oglądać wojsko wasze.
I wywijając kijem jak muszkietem posunęła się w podwórze ku przybywającéj ślachcie.
— Sługa jaśnie wielmożnego pana, odezwała się z przysadzistym ukłonem do łysego ślachetki, który wózkiem przybył i nigdy podobno takiego tytułu nawet od ludzi swoich na wsi nie słyszał.
— Poczekaj, moja kochana, poczekaj, od-