Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ja? ja? odparł Węgrzyn prostując się i spluwając pogardliwie — to się po mnie nie pokaże! żebym babskich proroctw słuchał!
— Kochanku Węgrzynie od złotéj Bani przynajmniéj się wyspowiadaj zawczasu, bo cię święty Piotr nie puści na piwo do Abrahama, a słychać, że ono lepsze jeszcze niż Wareckie.
To mówiąc Kostucha rozśmiała się, i zaczęła skakać przed Węgrzynem, dziwne robiąc krygi, od ust posyłając mu pocałunki, kłaniając się, chichocząc. Janasz spuścił głowę, niby nic nie uważał, ale sposępniał widocznie.
Od niego poszła żebraczka do jakiegoś chłopaka, który obracał muszkiet z obawą i niezgrabnością, zbliżyła się, pokłoniła mu i poczęła go musztrować. Chłop na widok tego dziwowiska gębę szeroko roztworzył, a Konstancja korzystając z zagłupienia parobka, jęła mu szybko dawać nauki o strzelbie i wojaczce.
— Bo ty nie wiész, odezwała się groźnie, że ja jestem półkownikiem regimentu Bosaków. Flinta na ramię — ale nie tak jakbyś cepisko trzymał! słyszysz nabijaj! celuj! pal! a pamiętaj serdeczny mój, jak będziesz strzelał do Szweda, to go nigdy nie bierz na cel w piersi, bo u niego żebra mosiężne, a ramiona żelazne i