Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/58

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szable Hussytów; Szwedzi się nad nim pastwić nie będą i stopa ich tutaj nie postanie.
— Wszystko to piękne, wszystko to wymówne i śliczne, po chwili odparł cichym swym jednostajnym głosem pan Warszycki, ale ojcze a dobrodzieju, choć Bogu nic trudnego, nie wiem czyśmy zasłużyli na to, żeby dla nas cud uczynił tak wielki.
— O! żeśmy nie zasłużyli to pewna, zawołał Przeor, wielkie, wielkie a straszne są grzechy nasze, ale i kara straszna i zlitowanie przyjdzie po niéj. Bóg wielki! Bóg łaskaw!
— Boby to inaczéj jak cudem nazwać niemożna, kończył pan Paweł, gdyby Częstochowa obroniła się Szwedowi. Jeśli odepchniecie garść, przyjdzie ich oddział cały, oprzecie się temu, skupi się wojsko, napłynie ćma i poddacie się nareście.
— Zginiemy może, i pragniemy tego gorąco żebyśmy krew naszą za wiarę świętą przeleli, rzekł Przeor, zginiemy może, ale się niepoddamy, to pewna.
— Dziwne zaiste przekonanie! cicho do siebie odezwał się pan Warszycki.
— Chciałeś pan dobrodziéj powiedzieć upor, z uśmiechem dodał Kordecki, masz prawo tak