Przejdź do zawartości

Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/28

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przestrach rozległy się szeroko, Karol Gustaw już przeszedł Noteć i Wartę, a Grudziński wojewoda Kaliski, Opaliński Poznański, połączyli się z nim! Wielkopolanie wyprzysiągłszy się swojego Króla, szeroko otwarli wrota najezdzcy, podawszy mu dłoń zbrojną.
Moralny wpływ tego nieszczęśliwego obłąkania, był wielki i zgubny.
W Wielkiéj Polsce najwięcéj podobno było różnowierców, których serce lgnęło do przyszłego reformy protektora: Arciszewscy, Pileccy, Stankarowie i inni, cieszyli się z tego najazdu. Sprawa kraju nie tyle ich obchodziła, co chęć wzięcia góry nad katolikami i pozyskania swobod, których im co chwila zaprzeczano. Karol Gustaw wszystko co chciano obiecywał. Byli tam i katolicy pomiędzy piérwszymi adherentami jego, ale tych lub tłum z sobą i zgorszenie pociągnęło, albo to byli ludzie co wiarę mają za rzecz oddzielną od praw jéj i przepisów kierujących życiem.
Jeszcze Polska nie ochłonęła, zdumiona wnijściem Szweda, gdy ten już zagarnął Poznań, Kalisz, Kościanę, Kruszwicę, Bydgoszcz i sunął się szybko ku stolicy Warszawie. Zdrada Wielkopolan była hasłem wszystkich nieszczęść