Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zewnątrz, młot przeznaczenia kruszył ściany jego wyniosłe. Kozacy z Rusią porwali się, długo tłumionéj puszczając wodze niechęci; Car zawojował Wilno, którego Radziwiłł nie bronił, czy że był przystał do Szweda, czy że pilniéj mu było pójść włości swoje od grabieży zasłaniać. Karol Gustaw podbechtany przez zdrajcę Radziejowskiego aż nadto dobrze znającego Polskę, pod czczym pozorem, wylądowywał dla podbicia jéj i zawładnienia królestwem, stojącém otworem zamachom nieprzyjaciół, których tylko sława dawnéj potęgi w dali jeszcze trzymała. Polska nie miała obrońcy, sprzymierzeńców, przyjaciela — cała jéj nadzieja była w Bogu.
Wieść o napadzie Karola Gustawa zdawała się w początku fałszem, tak dziwném sądzono, by się odważył posunąć na kraj, którego wszystek lud mógł powstać jak jeden człowiek w obronie rodzinnego ogniska. Mówiono z początku: nieprzejdzie Noteci i Warty! ale Bóg chciał ukarać i za narzędzie swéj plagi użył — zdrajcy. Zuchwalstwo Karola Gustawa, całkiem się tłumaczy Radziejowskim.
Jeszcze się ze Szweda śmiano, a już podkanclerzy swemi praktyki w Wielkiéj Polsce, uroczyste mu przyjęcie gotował; nagle krzyk i