Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/245

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
245

to nie bojaźliwi starce jakiemiście mi ich wyobrażali, nie zdzieciniali ludzie, ale przebiegli i chytrzy zwodziciele i oszusty...
Ogień tymczasem w ciągu tych parlamentacji z obustron nieustawał, ale dziwnym skutkiem położenia wojsk i klasztoru, spiesznego urządzenia się szwedów, kule ich dnia tego rzadko dosięgały twierdzy Jasno-Górskiéj, żadnéj w niéj nie czyniąc szkody, a oblężeni puszkarzami swemi jakkolwiek mniéj doskonałemi, spaliwszy w nocy folwark, zrana, ostatki Częstochówki, kładli trupa co chwila. Niemożna tego jednak było wcale przypisywać Wachlerowi, który niechętnie koło dział chodził, mruczał poglądając na potęgę szwedzką, źle wróżąc klasztorowi, z musu tylko spełniając rozkazy.
Już się zbliżał wieczór, gdy generał wydyszawszy się, wyłajawszy w koło kto mu się na oczy nawinął, kazał szukać w skrzyni papierów ordynansu królewskiego, polecającego mu zająć Częstochowę, Bolesławice, Wieluń i Krzepice razem. List to był dawnéj daty, bo Szwedzi nie od dziś w Krzepicach i Wieluniu siedzieli, a zatém poprzedzał późniéj wydany dla Paulinów w Kazimierzu; ale nie został odwołany. Zawsze