Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/242

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
242

— Cała i bardzo prosta, — odpowiedział przełożony.
— Poślijcież sobie z nią zakonników swoich, — zawołał starosta, — bo ja jéj nie poniosę.
— Ojcowie? którzy się z was ofiarują? — spytał Kordecki.
Wszyscy prawie przytomni okazali gotowość, a z nich dwaj Tomicki i Mielecki wskazani zostali przez przeora i natychmiast, odebrawszy instrukcję, wyszli do obozu. Kaliński usiłując jeszcze kilkakroć i różnemi sposoby niepokonanych zastraszyć zakonników, odszedł nakoniec kwaśny i gniewny.
— Wkrótce tu inaczéj przyjdziemy! — zamruczał dumnie, zatrzaskując drzwi sali.
Gdy białe suknie Paulinów ukazały się od twierdzy, Miller, który swoich szykował właśnie, na wskazanych mu przez Wejharda mnichów spójrzał z tryumfem i dumą.
— A przecież, — rzekł, — idą — opamiętali się nareście. Wejhard tylko się uśmiechnął.
— Byłem tego pewny generale, długo opierać się myśli nawet nie mają, to proste i jasne niepodobieństwo.
Wysłano zaraz kilku żołnierzy i wkrótce ojciec Marcelli Tomicki stanął przed szwedem,