Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/218

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
218

dział, trochę popłakała, jam to miał za zwyczajne ceremonje, i pierścionki zamieniliśmy, a ślub odłożony został po wyjściu żałoby. A jakoś też zaraz ludzie mówili, że w żałobie zaręczyny nie dobrze wróżą, ale się na to nie zważało wówczas.
Ile razy przyjadę bywało do Gallarów, jest mój gach koło panny, a czasem zjadę zcicha, to siedzą jedno podle drugiego i szepczą cóś zcicha; już to mnie okrutnie po sercu krajało, żem go drugi raz chciał wyzywać, ale rodzice pomiarkowawszy się, dom mu wypowiedzieli. Z tego tak już byłem szczęśliwy, żem do reszty głowę utracił. Tym czasem stary Gallar chodził koło mnie, różnemi racjami dowiadując się o majętność, chcąc niby zapewnienia losu dla córki, — ze swéj strony złote góry obiecując; majątek mój był czysty, w ziemi, a jego w szkatułce i w gębie; ale się to wówczas wszystkiemu wierzyło. Dosyć, że jak począł mi ukazywać, iż broń Boże śmierci mojéj, córkę krewni wyzują ze wszystkiego, a to i owo przywodzić dla skonwinkowania, tak ja rozmiłowany, ruszyłem głupi wspaniałomyślnością, i znajcie ślachcica, zapisałem całą majętność moją, akby sprzedając ją przyszłéj żonie, a nic sobie