Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Tymczasem do klasztoru tulił się kto mógł pod opiekę Najświętszéj Panny Królowéj; okolica wyludniała się przed Szwedami, ślachta płynęła tłumnie na Jasną-Górę, a brama otwierała się na każde wezwanie przed wylęknionemi zbiegami. Mieszczono ich jak było można; podwórce wszystkie zawalały wozy, konie i lud mnogi. Codziennie przybiegali posłańcy z najdziwniejszemi nowinami do klasztoru, a Przeor o każdym kroku Millera był uwiadomiony, i choć siły szwedzkie przesadzano, on się ich wcale nie lękał. Przyjaźni klasztorowi sąsiedzi nadsyłali śpiesząc i korzystając z chwili wolnéj; zapasy żywności ogromne, broń i lu-