Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kordecki tom I.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

siły, wypłakane oczy łzą się świeżą zlewały, modlitwa gorliwszą i gorętszą wyrywała się z ust spiekłych, i każdy padając na twarz przed odsłonionym obrazem, uczuwał jakby mu brzemię wielkie z ramion się stoczyło, jakby cały ciężar boleści złożył u stóp Najświętszéj Matki.
Obraz ten na Jasnéj-Górze od wieków już przyswiecał Polsce błogosławioném światłem cudu, budząc w sercach wiarę, przywołując grzeszników ku sobie, sypiąc jak płomieniami, łaskami do koła. Niebyło nikogo coby ztąd odszedł niepocieszony, nierozrzewniony, nieuspokojony na duszy, maluczką ofiarę swéj boleści złożywszy przed matką tego, który Bogiem będąc chciał dla nas cierpieć, jak człowiek i jak złoczyńca umiérać. Wpatrując się w obraz téj Matki Bolesnéj, tego ukrzyżowanego Boga, malało i drobniało cierpienie ludzkie, wspomnieniem wielkiéj, krwawéj, tajemniczéj ofiary. Od XIV wieku obraz piastowała Jasna-Góra, a królowie i książęta, ubodzy i żebracy zarówno z możnemi, do podniesienia tego tronu patronki królestwa się przyczynili. Każdy tu przyniosł co mógł, król dał garść złota, hetman buławę swoją wieszał u obrazu, ubogi święcił mu pierścień swój ślubny, żebrak woskową nogę lub rękę lnem obwiniętą