Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/77

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Zdaje mi się, żem na nie nie zasłużył!
— Czyżem kiedy dała poznać po sobie choćby najlżejsze nieukontentowanie?
— Miałaś czas poznać mnie i ocenić!
Mon cher, inutile de dire, que je n’y suis pour rien... Nie pojmuję nic...
Małżonkowie czule uśmiechnęli się do siebie. W uśmiechu hrabiego była skryta niecierpliwość i gniew, w hrabiny jakaś obojętność, osłoniona rozczuleniem. Patrzała już gdzie indziej.
— Powiedz więc matce swojej...
— Ale naturalnie... nie troszczże się o to...
Wtem nadbiegł rotmistrz Powała, a hrabia z intencją umyślnie natychmiast wstał, spojrzał tylko na żonę i, przemówiwszy coś do przybywającego, śpiesznie się pod pozorem jakiegoś pilnego zajęcia oddalił.
— A, jakiż głupi! Jakiż głupi! — mówił w duchu rotmistrz.
Hrabina z gniewem spostrzegła to nagłe odejście. Szybkie oddalenie wiele bardzo mówiło, a więcej jeszcze szyderskie, rzucone zukosa wejrzenie. Była odgadniona, zbadana i wzgardliwie rzucona na pastwę rotmistrzowi. Krew pierwszy raz może w życiu zawrzała w niej tak silnie, że rumieniec na twarz wystąpił, a dowcipne jakieś zapytanie, które w tej chwili wysmażył rotmistrz, rozbiło się o jej ucho nieposłyszane i poszło w świat bez odpowiedzi.
Cesia czatowała u drzwi nie na Wacława, bo on był tylko dla niej próbką, rodzajem trupa, na którym się uczyła potrzebnej anatomji serca, ale na wyjście hrabiego Karola Walskiego, z bratem jej siedzącego w gabinecie. Cały wieczór już strzelała do niego, a nie doczekawszy się skutku, była niecierpliwa i gniewna. Nareszcie wyszedł pan Karol, zimny, roztargniony, obojętny i, powiódłszy okiem po sali, wstrzymał się nieco we drzwiach, niedaleko Cecylji, która, jak widzimy, dobrze obrachowała korzyści obranego przez siebie miejsca. Sylwana, ledwie się ukazał, zaraz zabrano do tańca, a hrabia Walski został w progu i sa-