Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/64

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dumny talentem wychowańca, chciał także, by się i on popisał z jakiem solo na fortepianie; czemu choć się bardzo sprzeciwiał i opierał muzyk, nie mogąc wymówić, posłuszny być musiał.
Po polskim, kontredansie, walcu i mazurze, wywołano z ciemnego kątka Wacława i kazano mu towarzyszyć Cecylji do śpiewu. Biedny chłopiec, jakkolwiek powtarzał nieskończoną liczbę razy tę nieszczęsną cavatinę, zmieszany dziś świeżem skompromitowaniem swojem wobec Cecylji, smutny, wymierzonemi zewszechstron na siebie oczyma zbity z tropu, przywiódł śpiewaczkę do niecierpliwości, to śpiesząc, to zwalniając takt w miarę, jak krew żywiej, to powolniej w nim grała. Surowe spojrzenie naprzód, ostre słowo przy końcu, które pokryły szumne oklaski i powinszowania wszystkich (mogłoż być inaczej?) ledwie mu z oczu łez nie wycisnęły.
Ale potrzeba było grać. Hrabia, jakkolwiek posępny, trzymał się planu swojego i zapowiedział wielkim głosem popis swojego wychowańca.
Cóż było robić? — grać musiał.
Ale co zagrać temu roztargnionemu tłumowi, którego połowa niecierpliwiła się, wyglądając dalszych tańców, a druga ani myślała o muzyce? Dla tak nieusposobionych słuchaczy potrzeba było, wzorem innych popisujących się, wybrać coś szumnego, mechanizm tylko zadziwiający wykazującego, zagłuszyć, zatrząść, zadziwić. On nic nie grał z tych wystawnych błyskotek, z tych sztuczek jaskrawych, które są jak żywo iluminowane kramne obrazki, bez myśli, bez kształtu, bez czucia, ale biją w oczy. Zaczął poważny pierwszy koncert Chopina i grał go przepysznie: ale któż go zrozumiał? kto słuchał?
Kilka oklasków z litości i z radości, że dokończył przecie, powinszowania hrabiemu całą były nagrodą wielkiego wysiłku, wzruszenia, strachu i znużenia; potem Wacław wybiegł co prędzej do ogrodu sam jeden i usiadł na ławce pod gankiem, oddychając cięż-