Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/468

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nikt o tem wiedzieć nie będzie; owszem, chwal się losem syna, ja dochowam tajemnicy, il faut faire bonne mine à mauvais jeu! Inaczej tego nie rozumiem.
Zygmunt-August chwilę się zastanowił i pomyślał:
— Masz pan słuszność. Ale to mnie dobija! Dajesz mi słowo honoru, że nikt o tem wiedzieć nie będzie?
— Ode mnie, ręczę, — rzekł Farurej — będę milczał jak grób.
To mówiąc, gdy w bezsilnym gniewie rzucał się jeszcze Dendera, marszałek dość zawsze obojętny, gdyż mu wzruszenie na wątrobę szkodziło i starannie go unikał, przeszedłszy się parę razy po pokoju, włożył glansowane rękawiczki, wyjrzał oknem i, przekonawszy się, że mrok pada, począł się żegnać, unikając dalszych rozpraw i tłumaczeń.
Można sobie wystawić stan umysłu hrabiego; kilku godzin potrzebował na oswojenie się z tym krwawym zawodem, jaki go spotkał, by z twarzą spokojniejszą wyjść do żony i córki z oznajmieniem o weselu Sylwana.
— Ha! — pomyślał naostatku — zostaje mi Farurej, którego doić będę, jeśli go znów głupia Cesia nie zrazi; mam Wacława, któryby powinien być powolnym; mam głowę... a 20 tysięcy reńskich Sylwana, a klejnoty jego żony: zawsze to coś znaczy. Dam sobie rady jeszcze i podniosę się na nogi. Potrzeba tylko głosić szeroko, że Sylwan bierze ośmkroć gotówką, a oczekuje po niej około dwóch miljonów. I to przydać się może.


Minęło dni kilka i szczęściem jakoś na pierwsze gorące wrażenie Sylwan z żoną nie przybył: choroba Eweliny, która nazajutrz po ślubie niebezpiecznie zapadła, wstrzymała przyjazd państwa młodych. Nie brakło jednak zmartwień staremu Denderze, który, zamknięty między czterema ścianami, zębami zgrzytał z gniewu, a wychodząc między ludzi, musiał przy-