Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/467

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

opowiadał ci, pochodzi, zdaje mi się, z najlepszych źródeł, kto wie, może niechęć coś dodała? Uderzyła mnie w czasie pobytu w Wiedniu cudna twarzyczka Eweliny. A! bo też jak anioł ładna! Z tego powodu takem się jej historji dowiedział szczegółowo! Cuda mówiono o jej przywiązaniu do księcia! Po rozłączeniu się z nim, omało z szału i rozpaczy nie umarła.
— Śliczna historja! śliczna żona! — wołał Dendera. — Ot, tośmy się uplątali! I w posagu naszyjnik, sztuciec srebrny i pensja dożywotnia. Daj go katu! Cha, cha!
Śmiał się hrabia, ale ze złością wściekłą; wtem, jakby na przekorę, wszedł służący i świeżo przywiezioną pocztę podał na srebrnym blacie. Drżącą ręką przerzucił ją Dendera, rozerwał pakiet, na którym poznał charakter Sylwana, i upadł w krzesło, wołając:
— Stało się! ożenił się! jadą! Nie mam sposobu ich wstrzymać, są w drodze; jutro, za dni kilka w Denderowie być mogą. A! to jakieś przekleństwo Boże!
— Jakto? Już się ożenił? — zapytał Farurej — już?
— Śpieszył się, żeby mu kto tego skarbu nie wydarł. Głupiec, arcy-głupiec! bałwan! Niechże przepada, niech ginie, niech jedzie, dokąd chce, ja go na oczy widzieć nie chcę. To nie mój syn, wypieram się go na wieki!
— Hrabio! To być nie może, — rzekł powolnie marszałek — wszakżeś błogosławił, wszak prosiłeś!
— To było błogosławieństwo pochwycone, kłamali, oszukiwali nas.
— Ale możesz się narazić, Hormeyer ma silne plecy.
Dendera się zastanowił.
— Cóż mam począć? — zapytał.
— Nie robić z tego wrzawy, milczeć i w milczeniu przecierpieć, co los przeznaczył. Wojować z człowiekiem i kobietą, którzy cię jednem skinieniem obalić mogą, tobie, hrabio, niepodobna. Prócz mnie i ciebie