Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/396

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kie coś ważące na szali żywota. W tym świecie, który dla ubogich jest wielkiem więzieniem, każda cegiełka murów ma twarz, ma życie, ma jakiś związek z ich istotą; gdy dla bogatych i zużytych wszystko prawie obojętne: oni nie walczą chyba z sobą, a i z sobą często się nudzą, oni są panami świata i wiedzą, że wszystko ich groszowi służyć musi, nic więc nie pragną, na nic nie zwracają oka.
Wacław, jakkolwiek nowy, jakkolwiek młody, sercem doznał tej zmiany na sobie, jaką czyni bogactwo na każdym prawie człowieku; uczuł się sytym — choć nie kosztował, smutnym — choć uspokojonym i czegoś wewnątrz zimniejszym. Jedno tylko wspomnienie Wulki, Frani i tego kątka cienistego, gdzie pod lip gałęziami gniazdko szczęścia myśl słała, rozweselało go jeszcze: tem tylko żył i oddychał!
Szybko zbliżał się do stolicy, jak we śnie przebiegając kraj, który się przed oczyma jego rozwijał, przesuwał różnobarwny, gwarliwy, ożywiony, pełen, co kroku uderzający tym tysiącem sprzeczności, które stanowią główne piętno życia.
Tu chorągwie pogrzebu i trumna nad drogą, tam weselne skrzypki grają i długi szereg gości weselnych, z konwojem na przedzie, ciągnie się uroczystą wstęgą od chaty do chaty; dalej dzwony wołają na nabożeństwo wieśniaków i panów razem, i księża a lud idą z modlitwą dokoła kościołka, a tuż gościńcem zbrodniarze skuci, bladzi, wycieńczeni, wloką się na łańcuchu od więzienia do więzienia lub na dalekie wygnanie. Dalej jeszcze słychać śmiechy bydlęce pijanych, co smutek zaleli z rozumem razem, i płacz matki, której dziecię kona, i szwargot Żydów, co się targują, i francuszczyznę panów, co jadą się bawić, ziewając, i szczęk oręża przechodzącego wojska, i skrzypienie fury, wiozącej powolnie owoc potu i pracy, i tysiąc głosów, i tysiąc brzęków, i tysiąc przeróżnych słów, które się biją z sobą w uchu słuchacza, tysiąc barw, które się kłócą w oku, tysiąc objawów życia, będącego nieustanną sprzecznością. Z tych to