Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/37

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż to za pytanie? hrabio!
— Bo widzisz, niezawsze jesteś równie grzeczny, a z tą drobną szlachtą, nie wiesz, jak po szpilkach! C’est si susceptible!
— A czyż nie wiem? Ale się wszystko odbyło wybornie: jadłem przypalone i surowe kurczęta z kwaśną śmietaną, un mets champêtre, z sałatą zalaną słoniną, jadłem pierogi, oglądałem konie pana Kurdesza. Qne voulez-vous de plus?
— No! a chwaliłeśże je?
— Naturalnie! I ma w istocie jedną klacz siwą polsko-wschodniego rodu, bardzo ładną, bardzo ładną.
— A nie darował ci jej? — zapytał stary hrabia.
— Myślałem, qu’il aura le bon esprit de le faire, ale nie.
— Spodziewam się jednak, że ci okazać musiał i radość, i wdzięczność, żeś go odwiedził.
— Jak mógł i umiał, ściskał za kolana.
— Widziałżeś i córunię?
— A jakże i siwkę, i córkę.
— Cóż to za stworzenie: mówią, że to ładne?
— Tak! ładna! jużciż ładna, ale to proste dziewczę, daleko dziksze i mniej cywilizowane, niż garderobiane mojej matki, które czytają romanse pana Sue.
— Spodziewam się — rzekł z uśmiechem ojciec.
— Szlachcic naturalnie przyjedzie.
Cela va sans dire. Dziękuję ci, żeś mnie posłuchał i był grzeczny!
Syn dym tylko puścił, zapaliwszy cygaro, poprawił je, rzucił się głębiej na kanapę i założył nogę na nogę. Ojciec mówił po chwili:
— Będziemy dziś mieli mnóstwo osób różnego stanu, sfery, znaczenia i położenia towarzyskiego.
Syn patrzał tylko, ziewając, i czekał, co mu dalej ojciec powie.
— Mój Sylwanie, — kończył Zygmunt-August Dendera — staraj się być zawsze i wszędzie dla wszystkich uprzedzającej grzeczności.