Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/338

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

po kieszeniach, szybko z przechadzki powolnej zawrócił się ku karczmie. Musiał przechodzić, wracając, obok pana barona, a ten, nie czekając powitania, jako człowiek dobrego wychowania, spotykający w pustyni swojej sfery towarzyskiej współbrata, zlekka mu się ukłonił; Sylwan oddał ukłon z większą niż zwykle grzecznością. Był to maluczki już początek znajomości; ale w tej chwili, kiedy mijać miał nasz podróżny pana barona, usłyszał za sobą po polsku, ale nieco z niemiecka złamaną mową wyrazy:
— Za pozwoleniem pana!
Sylwan zatrzymał się i grzecznie przybliżył.
— Nie mógłbym pana prosić o powiedzenie mi godziny? Zegarek mój stanął, obawiam się opóźnić.
Bardzo szczęśliwie Sylwan miał dany od ojca prześliczny repetjer Czapka z Genewy, który dobywszy, ukazał na nim dochodzącą już drugą.
— A! — zawołał baron — tak późno, a do Uściługa tak daleko i droga nieznajoma!
— Pozwolisz pan sobie powiedzieć, — pośpieszył Sylwan — jako nieznającemu kraju, że przed Uściługiem na wiorst kilkanaście jest niezłe miasteczko Włodzimierz, w którem z biedy przenocować można.
Rozmowa już była rozpoczęta, pierwsze lody przełamane, szło dalej jak po maśle.
— Bardzom wdzięczen, — skwapliwie odparł baron z uśmiechem — tem bardziej, że istotnie kraj ten całkiem mi nieznajomy i niebardzo wygodny do podróży z kobietami.
— A! kraj nasz — zaczął Sylwan, który chwytał wszelką zręczność znęcania się nad tem, co swoje — to nie Prusy, nie Austrja, nie zachód Europy, gdzie zawsze jakiś dach gościnny pod koniec dnia się spotyka; nasze mieściny liche, karczmy nasze żydowskie i nieład największy, wszystko mieć potrzeba z sobą.
— Pierwszy raz będąc w tym kraju, — zawołał nieznajomy — ciężko mi się z nim oswoić; jużem raz dla braku ostrożności nocował pod jakąś kopą; a że