Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

się, poczynając oczyma rozmowę z Wacławem, że to będzie tylko wprawa oczu, związek, co się rozerwie, gdy zechce, nie poruszający serca, nie mogący zamącić spokoju. I niegłęboko też uczucie się w nią wkradło; żegnając Wacława, marzyła o innych, zimna pierś nie zabiła żalem, nie rozdarła się cierpieniem. A jednak po odjeździe jego, gdy się znalazła sama, czy nudy, czy nałogu, czy trochy uczucia skutkiem, posmutniała nieco i dziwiła się swemu bólowi, tęsknocie, czczości, jaka ją otoczyła.
O! bo nigdy nie godzi się żartować i bawić tem uczuciem, mówiąc sobie:
— To rozrywka tylko, ja kochać nie będę!
Któż wie, jak i kiedy pokocha i czy przestanie, gdy zacznie, i czy potem serce nie spęka się od bólu?
Gniewała się na siebie Cesia, że to miejsce przy fortepianie, że któraś ścieżka w ogrodzie, że ławka, na której widziała go z ganku, uparcie jej nieobecnego przypominały, że wspomnienie, jak widmo natrętne, snuło się za nią dniem i nocą. Sama siebie pytała się, czy go tak kocha, i odpowiadała sobie:
— Nie! nie! cóżby to było? szaleństwo! dzieciństwo! On i ja! Ja i on!
A jednak wzdychała i było jej jakoś tęskno, ciężko jakoś, jakgdyby część samej siebie straciła. I mówiła sobie niedoświadczona:
— To przejdzie, to minie, ja się nudzę tylko, ja nadto przywykłam do niego!
Ale upływały tygodnie i miesiące, a tęsknota rosła i, co gorzej, Cesia, już pytając siebie, znowu badając, niekiedy przypuszczała, że odrobinkę kochała; uznawała, że był zajmujący, przystojny, pełen uczucia i że z nim jakoś weselej było w Denderowie.
Pomimo to, jak kobieta, gdy się zręczność tafiła, oczyma i ustami wabiła ku sobie innych: i Walskiego, którego miała za nieżonatego (w istocie żona mu wkrótce potem umarła), i kto się nawinął z młodzieży. Niktby nie poznał, co się działo w jej duszy, choć już i niejedna łza, z jej własnem zdumieniem, z obu-