Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pański, mosanie, caca lala, ale kto go wie, co on może wytrzymać? Schlasta się we dwie godziny.
— Ta laleczka kosztuje mnie przecie do dwóchset dukatów.
— Bardzo być może i nie dziwuję się temu; ale dla mnie, JW. grafie mosanie, te angielskiego rodu konie jakoś nie w smak: cienkie to, chartowate i, choć może szybkie na krótką metę, ale na wytrwanie wolę nasze wschodnio-polskie. Angielskie za szkłem śliczne, ale co mi po tem, kiedy to chuchać bez miary, a jechać pod strachem trzeba. Ej! kiedyś to i człowiek miał stajnię, mosanie, i wierzchowe niczego, ale teraz...
— Może i terazby się co znalazło? — trochę szydersko zapytał pan Sylwan, mrugając na swego kozaka z poza starego.
— Choćby się i znalazło, to nie do smaku pańskiego — dokończył pan Jacek. — Mam ci to ja siwkę...
— A niechno pan każę pokazać!
— Juściż się jej nie powstydzę: to harna bestja! Ale kiedy to i wyprowadzić po ludzku niema komu! Wola gościa święta! Hej! — zawołał — pokażcieno tu młodszą siwkę; tylko ją weź po ludzku!
Hryćko się zawinął, zarzucił kantar na głowę faworytalnej klaczy gospodarza i piękne to stworzonko ukazało się raźnie, ochoczo, wesoło wychodząc ze stajni, gdyby panienka, co ją na bal wiodą. Pan Sylwan Dendera, który się w szlacheckiej stajence spodziewał niepoczesnego chmyza, zdumiał się, tak że aż kilka kroków naprzeciw siwki postąpił.
Śliczna bo to klacz była! Wschodnia krew czuć się w niej dawała: niezbyt rosła, niezmiernie kształtna, z łbem pełnym wyrazu, z nogą suchą a muskularną, z żyłami wybitnie oznaczonemi po całej skórze, lśniąca, błyszcząca, wymuskana jak pieszczone dziecię, wydawała się przy angliku hrabiego jak piękna wiejska dziewczyna przy wysznurowanej i bladej panience.
Stary Jacek z uczuciem pogładził śliczne stworzonko, które, wąchając, kawałka chleba zwykłego po rękach jego szukało. Hrabia podziwiał, oglądał siwkę