Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jeśli nie, pocóż ty się masz bałamucić i o nas wszystkich dawać mu lekkie wyobrażenie.
— Jak ojciec każę.
— Przepraszam cię, moje dziecko, przepraszam; w twoim wieku z ciekawości i trochy zabawy, to zawsze wielka ofiara; ale jakże nie mam myśleć, że to są tylko pańskie sztuczki! Winni mi są dwakroć sto tysięcy, fortuna ich zakompromitowana, chcą mnie może złudzić, bym się niebardzo o swoje dopominał. Wszystko mi mówi, że to z ich strony jakaś tylko rachuba. Wytrzymujmy... Albo, wiesz co, Franiu, — dodał stary, zwracając się ode drzwi — wynijdź chwilę do podwieczorku, zabaw niedługo, mów niewiele i wróć rychło do siebie.
Frania w milczeniu przyjęła radę ojca, który ją uścisnął czule i odszedł śpiesznie.
Przypadła zaraz uwolniona z posterunku Brzozosia, jaśniejąca weselem i zdyszana od wielkiej radości.
— Widziałam go, gadałam z nim — szybko mówić poczęła, drepcząc po pokoiku. — Ubierajże się. Piękny, śliczny, grzeczny i pytał się o ciebie. Otóż to kawaler, co się zowie, nie taki jak te nasze szlachetki; koło niego pachnie, jakbyś usiadła w kanuprowym krzaku. Jak wyjął chustkę od nosa, mało nie padłam, taki się rozszedł zapach; a buty jak zwierciadło... i śliczny chłopiec; ubierajże się i wychodź prędzej.
— Ja wyjdę dopiero do podwieczorku — odpowiedziała Frania pocichu.
— At, już znowu coś nowego! No! widzę już tu był stary i swoje podszepnął. Kara Boża! Bardzo coś wyciągacie na cienko i smażycie. Ojciec niewiele na tem zna się, powinienby się kobiet poradzić. Ale niech sobie robi, co chce: ja od wszystkiego umywam ręce! Jednak — dodała po chwili — ubierałabyś się, Franiu.
— Będę miała dosyć czasu włosy przyczesać.
— I nie włożysz nowej jedwabnej sukni?
— Nie, Brzozosiu kochana; wszakżeś sama mówiła, że mi w tej dobrze.
— Tobie, moje serce, we wszystkiem dobrze. Ale