Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nia. Zmarnowanego! bo któż nie powie u schyłku dni swoich, że mu zmarniało? Któż wszystko otrzymał, co marzył, kto się otrzymanem zaspokoił? Komuż życie ziściło, co obiecywało, i kto nie pochował na cmentarzu pamiątek niedorosłych serca nadziei?
I stary nasz gospodarz dumał uroczyście, niekiedy tylko nastawiając ucha, czy nie usłyszy głosu córki; ale gaj brzozowy był trochę opodal, pieśń tylko żniwiarzy dochodziła jego uszu i dumanie przeciągało się nieznacznie. Brytan Rozbój, który go powitał u bramy, jeden u nóg pańskich siedząc, kiedy niekiedy dla przypomnienia się liżąc mu ręce, dotrzymywał starcowi towarzystwa milczeniem wesołem. Poruszający się żywo kusy ogon Rozboja, oczy jego świecące, morda ku panu wzniesiona dowodziły tego szczęśliwego usposobienia.
Wiaterek coraz chłodniejszy poruszał żywiej drzew gałęzie, przeleciał, muskając siwy włos gospodarza. Napomniany nim pan Jacek Kurdesz poszukał klucza w kieszeni, by wnijść nareszcie do chaty, gdyż po staroświecku jeszcze chatą tylko nazywał pospolicie swój czysty i ładny domek. Przeszedłszy bardzo skromną pierwszą izbę, w środku której stał pod kilimkiem tureckim stół okrągły kolbuszowskiej fabryki, kilka stołków biało olejno malowanych, komódka mosiądzami ozdobna, stary zegar, gderający powoli schrypłym głosem, a na ścianach wisiały obrazki świętych Pańskich i parę płócien, wyobrażających śmierć Chodkiewicza, niewolę Maksymiljana, odsiecz Wiedeńską i piękną Bednarczankę; dobył pan Jacek klucza drugiego i otworzył izdebkę swoją, tuż obok bawialnej izby będącą. Tu wąskie łóżko, skórą pokryte, nad którem trochę broni i blacha z Najświętszą Panną Częstochowską wisiała, para kufrów gdańskich, stolik i trochę węzełków a gratów zajmowały cały niewielki alkierzyk. Okienko od niego wychodziło na ogród, wysadzony porządnie gruszami i jabłoniami, popodpieranemi i poobmazywanemi gliną starannie, zarosły agrestem, porzeczkami, krzakami ma-