Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Komedjanci.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chać. Romanse francuskie i przypomnienia wojskowe latały mu po głowie, radząc coraz inaczej; między młotem a kowadłem, całkiem zdawał się na przeznaczenie i na losy.
— Prawdziwie, to szaleństwo! — szeptała pocichu hrabina. — W moim wieku przywiązanie tak występne, tak gwałtowne, a tak próżne i bez nadziei.
( — Rotmistrzu, — wołał romans francuski — pal strzelistą odpowiedź!).
— Zawsze jest nadzieja — rzekł posłuszny natchnieniu rotmistrz, przyciskając do ust jej rękę.
(To radziły wspomnienia).
— Jaka nadzieja? — spytała nieostrożnie pani.
(Romans podszepnął:)
— Nieopisana, nieokreślona, lecz jest.
(Wspomnienia doradziły się przybliżyć i rękę uścisnąć wyraziście, z zapałem).
— Dla występnych! — zawołała hrabina.
— Występek cały jest moim tylko... — mówił romans przez usta rotmistrza.
— Nie, nie! ja to stokroć winniejsza jestem. Najlepszy z mężów... Zdradzam najlepszego z mężów: ale są przywiązania tak niepohamowane... a takiem właśnie jest moje. Nic nie mając przed sobą prócz przepaści, lecę w przepaść; gdybyż choć podział uczucia był mi nagrodą!
Cała ta mowa była tak wyraźna, że kto inny na miejscu naiwnego rotmistrza, obałamuconego świeżem czytaniem romansów starych, byłby nie potrzebował komentarza do niej; ale pan Powała sadził się na czystą sentymentalność i odciął się wykrzyknieniem tylko.
— Pani! więc wątpisz o mojem uczuciu! — zawołał, podnosząc głos. — Godziż się! godzi się... mamże przysięgać, jakież mam złożyć dowody, ach!
To mówiąc, z porady starego romansu, rzucił się po staroświecku głupiusieńko na kolana, bo przypomniał sobie, że w książkach często bohaterowie podają na kolana przed swemi kochankami i, złożywszy ręce do