Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kochajmy się.djvu/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

a marząc przesunął się do Bolonii, którą znał tak dobrze jak wiele innych miast włoskich. —
Stanął w Albergo di Tre Mori, zajął skromną izdebkę i poszedł do galerji szukać Czarnego.... Znalazł tu tylko ślad po nim, wielkie płótno pokreślone kredą, w części zatarte i zmazane.... Gorączkowa robota bez myśli zdradzała się w obejściu z tém płótnem.... O mieszkaniu Beppa nic mu powiedzieć nie umiano. Czatował na niego starzec przypatrując się Albanom i Dominiquinowi... przez półtora dnia.
Nareście Beppo się zjawił.
Staruszek wesoło go powitał.
— Cóż wy tu robicie? nie wiedziałem żeście się do Bolonii wybrali! — bardzom szczęśliwy, że was spotykam tutaj, nie było się przed kim wygadać.
— Ale jakże wy tu jesteście?
— Ja? najprościej w świecie. — Gdy mi Rzym dokuczy — włóczę się po innych kątach. Do Bolonij często mnie przyciąga Pinakoteka. — Wiecie że ja jestem jednym z nieznośnych dyletantów co chorują na znawstwo i bałamucą się studjami.... Zawsze mi się zdaje, że w płótnach tych sto razy spisywanych i ocenianych znajdę jeszcze coś nowego, czego nikt nie widział przedemną; Beppo się uśmiechnął.
— Co robisz dziś malarzu? spytał Tatko kładąc mu rękę na ramieniu, ręczę że jesz przebrzydłą wieprzowinę i karmisz się kolorytem Albana.
Ale najpiękniejsi aniołowie nie nasycą bez dobre-