Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/19

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ręku i talerzem stanąwszy w progu, głosem cienkim rzekł spokojnie:
— Proszę jaśnie państwa do stołu.
Stał jeszcze, gdy mężczyzna rzekł spokojnie:
— Idź, zaraz przyjdziemy!
Chłopak się oddalił zwolna.
— Nie dawajmy się na pośmiewisko ludziom — rzekł spokojnie również do żony. — Co między nami zaszło, między nami zostać powinno... widowiska z siebie nie czyńmy... Proszę pani.
Surowym i nakazującym nieco tonem wyrzeczone wyrazy usłyszawszy, zawahała się kobieta, potem z rezygnacyą nagłą, szybko zaczęła iść ku drzwiom i z dumą podniosłszy piękną głowę, przez salon pośpieszyła na prawo do jadalni.
Był to pokój obszerny, bez przepychu, lecz ze smakiem urządzony. W końcu jego, dębowy rzeźbiony bufet zajmował ścianę całą, w nim były stare srebra. Na scianach wisiały piękne obrazy, przedstawiające górzyste okolice włoskie i tyrolskie i kilka innych starych portretów. Wpośrodku stał nakryty stół na cztery osoby, oświetlony srebrnym kandelabrem o dwóch ramionach. Cztery krzesła z wysokiemi poręczami przygotowane były dla biesiadników, a za jednem z nich stał właśnie ów chłopak, z talerzem i serwetą. Seweryna rzuciła się na nie jakby z musu. Założyła ręce na piersi i patrzyła w sufit. Opodal czekający stary sługa z półmiskiem, z pewnem politowaniem uszanowania pełnem, patrzył na nią. Za drugiem krzesłem stała oczekując średniego wieku kobieta, ubrana chędogo, ale skromnie, twarzy pomarszczonej i pożółkłej. Oczy jej niespokojne padły na panią, i jakby przelękłe, odwróciły się od niej. Naostatek, czwarte wkońcu krzesło trzymał oczekując mężczyzna wąsaty, w myśliwskiej kurcie, prawdziwy typ jakiegoś łowczego i gospodarza zarazem, a dumnego szlachetki... Na ręce opartej o poręczy krzesła widać było duży sy-