Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Popatrzał na Fanteckiego i uściskał go, a że w pokoju był leśniczy pan Karol, poprowadził do gabinetu.
— Tylko z dziećmi, rzekł, gdy się im ma zadać lekarstwo, wielkich ceremonij używać trzeba, mam nieciekawą nowinę dla was — ale dla tegom z nią przyjechał, aby kto inny jej nie przywiózł...
Fantecki pobladł.
— Wiecie, rzekł proboszcz, że wasza jejmość już była po zaręczynach z Soleckim... Gdyby nie formalności jakieś przy zmianie wiary wymagane, jużby ich pewnie pastor pobłogosławił po swojemu. Tyczasem nowa historya... Wiecie pochodzenie fortuny owej Soleckiego. Wie o niej cały świat, dał mu ją adwokat, jure caduco, bo z onym Soleckim nieboszczykiem żadnego pokrewieństwa nie było... Myśleli że to rzecz przybita i skończona, ale Nemezis czuwa. Sukcesorowie prawdziwi się znaleźli. Pan Pius zakosztowawszy zbytku, będzie musiał oduczywszy się od razowego chleba z czosnkiem, powrócić do niego i do butów dziurawych. Że jejmości się nie chce podzielać jego losu — to naturalne. Słyszę, że zabrawszy jakąś sumkę okrągłą, wyjechała z nią do Warszawy i po zaręczynach...
— Prawda to! zawołał Fatecki — pewne?
— Ale najpewniejsze. Widziałem się z Prozorowiczem, jadącym do Stadnicy, opowiadał mi ze szczegółami historyę całą. Pozawczoraj wyruszyła.
— Nieszczęśliwa — zawołał Fantecki — ona sobie rady nie da. Bóg wie jaki ją los czeka, ja mam święte obowiązki.
— A! ty jesteś sam, Bóg widzi, świętym człowiekiem — przerwał proboszcz poruszony — nie wiem jednak, czy rzeczywiście obowiązki twe...
Fantecki nie dał mu dalej mówić — począł się przechadzać po pokoju poruszony mocno.
Proboszcz zabawił do wieczora, poczynał rozmowę kilka razy o tym przedmiocie i nie mógł wywołać żadnej odpowiedzi. Nazajutrz kazał Fantecki goto-