Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/110

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Siedział zamiast do dziesiątej, do pół do dwunastej a oddalając się szukał jeszcze oczyma bóstwa. Dziwna rzecz; pani Seweryna pomimo swego smutku w jakim była pogrążona, właśnie się była na niego obejrzała, a spotkawszy wzrok uśmiechnęła się tak, iż Pius uśmiechu dostrzegł.
Wyszedł w ulicę małą Berdyczowską śpiewając i tak pijany, że powracającą do domu staruszkę, czcigodną panią Trzeciakowę potrącił... Myślała biedna, że ją zbójcy napadli.
Przyszedłszy do domu siadł w fotelu i siedział w nim do pierwszej, położył się potem i nie zasnął aż do trzeciej.
Po wyjściu tych panów, gospodyni która mimo zajęcia Grzybowiczem, pod koniec wieczora zaczęła była śledzić Piusa i Sewerynę — śmiejąc się weszła do pokoju przyjaciółki.
— Ale wiesz co! Sewerynko! — rzekła — chcący czy nie, Krezusa podbiłaś, tak że może oszaleć. Czy to się godzi takie historye z oczyma wyrabiać? Ten nieszczęśliwy człowiek gotów postradać zmysły...
Żart na bok — ba! gdyby chociaż wcześniej się był zgłosił? Kto wie, moje serce, czy by dla ciebie nie było to stokroć szczęśliwszem? Takim Piusem, który dwa razy tyle pewnie ma, co twój Bernardek mieć będzie po najdłuższem życiu matki — mogłabyć pomiatać jakbyś chciała. Wolny jak ptaszek, familii ani źdźbła i prosty człek...
Seweryna nic nie odpowiedziała; właśnie włosy rozplatała przed zwierciadłem, patrzała na siebie zadumana i bolała nad swym losem. Na toalecie dwa już ogromne listy Bernardka leżały nierozpieczętowawane.
Rumińska miała niesłychany apetyt przeczytać je, ale nie śmiała.
— Co też twój Bernardek może do ciebie po cztery razy na dzień tak szeroko pisywać, moja ty droga? zapytała..