Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klin klinem.djvu/108

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie osadzonych, z rękami jak pracze, zobaczywszy to zjawisko piękne jak widzenie senne — osłupiał. Wstał pomieszany, dał się zaprezentować nie śmiejąc się odezwać — słowem po raz pierwszy w życiu miał jakieś niby objaśnienie ideału...
W duszy sobie powiedział językiem ex-pisarza prowentowego. A! niech że ją czarci porwą, jaka piękna!! Oka z niej nie mógł spuścić.
Która kobieta nie wie o wrażeniu jakie czyni? Pani Fanteckiej podobał się ten wyraz bałwochwalczej czołobitności, który trochę głupowata twarz Piusa tak dobitnie na sobie nosiła...
Przypadek zdarzył, że ją posadzono przy Krezusie. Zaczęła do niego dobrotliwie mówić o pogodzie, o jesieni, o błocie i pyle w miasteczku, ale głos jej czarował. Pius przejęty śmiał się i pokazywał wcale piękne zęby białe... Seweryna znalazła go przystojnym. Nie uszło jej uwagi, że miał na palcu solitera ogromnego, który świecił jak gwiazda, jeszcze większy turkus masiw oprawny w złoto i rubin prawie jak gołębie jaje...
Przypatrzyła się jemu i jego klejnotom z uwagą wielką. Zaczęła się mowa o kwiatach, które pani Seweryna lubiła bardzo, poczęła się uskarżać, że w miasteczku takiego bukietu jak u braci Bardetów albo u Hosera... nigdzie i za nic znaleść nie było można.
Pius utrzymywał przeciwnie i pochwycił tę zręczność by prosić o pozwolenie przekonania pięknej pani, iż godny jej bukiet w Żytomierzu znaleść się może.
Pani Seweryna zrobiła minę nader surową, wyprostowała się, ściągnęła brwi i nie odpowiedziała nic. Pan Pius to milczenie mógł sobie jak chcieć tłomaczyć, ale w duchu postanowił natychmiast, choćby przyszło na całą noc do oranżeryi do Kodni posłać, i choćby go to miało sto rubli kosztować, wystąpić z bukietem godnym królowej.