Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Berko zaś był bardzo zręczny i bywał nawet w Warszawie, a doświadczenia miał wiele.
Natychmiast ujął za rękę i począł niezgrabnie zawiązaną i ściśniętą rozpowijać. Płachty całe, już krwią przesiąkłe, pokazywały, że rana być musiała ciężką... Rozcięto rękawy, aby ją obnażyć... Chory syknął, a żydek, pochyliwszy się, przystąpił do rozpatrywania bliższego. Brat Michał stał z wodą, o. Szymon trzymał bandaże. Zawiązywanie odbyło się w milczeniu. Berkowi z twarzy można było wyczytać, iż ranę za bardzo ciężką uważał. Nie mówił nic... zwijał się żywo i zręcznie.
Kolej przyszła na głowę, a o. Szymon, nie pytając, podniósł ją zlekka, aby Berkowi ułatwić opatrzenie. Chory nie wydał jęku, mruczał chwilami, a twarz jego piękna zmienioną była cierpieniem, którego zdradzić nie chciał.
Cały niemal klasztor, tym wypadkiem zaniepokojony, był na nogach przy celi.
Dopiero wyjście z niej gwardjana i wydane przez niego rozkazy rozproszyły ciekawych. Przy chorym pozostali dwaj jego słudzy, cyrulik i o. Szymon.
Zmierzchło się tymczasem...
Podbudzona była wielce ciekawość tą przygodą i gwardjan sam nawet wstrzymał się w korytarzu, chcąc jednego ze sług rozpytać o porucznika, o którym dotąd nie wiedział ani jak się zwał, ani nawet gdzie go spotkało to nieszczęście i od kogo.
Z mowy czeladzi tylko o tytule porucznikowskim się dowiedziano. Wóz, przy którym było luźnych parę koni wierzchowych, dojechał do klasztornej bramy i zapewne z rozkazu rannego do gospody w miasteczku zawrócił.
Na znak dany przez gwardjana, zbliżył się brat Michał i poszedł wywołać jednego z pachołków.
Dosyć niechętnie dał się od łóżka pańskiego chłopak odciągnąć.
— Powiedzcie mi — spytał gwardjan — któż jest pan wasz i jak się nazywa?
— Porucznik kawalerji, regimentu buławy koronnej — rzekł zapytany — Wiktor Bużeński z Bużenina, syn kasztelana.
— Wiem — przerwał gwardjan. — Cóż to było? pojedynek?
Chłopiec spuścił głowę, a ramiona podniósł i nie zaraz odpowiedział.
— Nie wiem — odparł po namyśle. — Jechaliśmy przodem, pan porucznik za nami konno. Nagle posłyszeliśmy krzyki i poznali głos pański, a przybiegłszy, znaleźliśmy