Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/12

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

O. Anioł głową potrząsnął.
— Chodźmy zobaczyć, może się tam przydamy na co.
Nie opierając się, ks. Szymon kroku przyspieszył i z ogrodu weszli do klasztoru. W korytarzu na dole, od strony furty, wyraźniej teraz słychać było głos obcy i razem o. Rafała gwardjana.
Wychodziły one najdonośniej, chociaż oprócz tego i inne szmery i szepty im towarzyszyły.
Staruszek Szymon coraz żywiej iść począł, a za nim i Anioł pospieszał.
Przy furcie w istocie obraz ujrzeli wcale tu niezwykły, i dziwny.
Dwóch dostatnio odzianych pacholików w barwie trzymało pod ręce młodego człowieka, który miał głowę obwiniętą płachtą krwawą i rękę jedną zawiązaną.
Piękna twarz, strój pański wskazywały, że to był zamożny jakiś młodzieniec. Zakonnicy, znający wszystkich w sąsiedztwie, nie przypominali go sobie. Nieznanym był i prawdopodobnie podróżnym.
Pomimo ran i utraty krwi, która go osłabić musiała wydawał się mocno rozgorączkowanym i niespokojnym.
O. Rafał stał przy nim z bratem Michałem. Podróżny podniesionym głosem, ale przerywanym bólem, mówił do gwardjana:
— Na co ja wam tu mam być ciężarem w klasztorze? Te moje ludziska niepotrzebnie mnie tu gwałtem zaciągnęły. Lada gospoda starczy... byle gdzie legnąć na sianie, a cyrulika wyszukać coby rany obwiązał.
— Nam pan porucznik wcale nie będziesz ciężarem — odparł gwardjan. — Jest cela gościnna, a wygoda lepsza będzie przecież, niż u żyda.
Krzywił się ranny.
— Niech i tak będzie — zamruczał. — Spodziewam się, że długo tu nie zależę.
Brat Michał kręcił się już, kluczów szukając do celi na dole, bo na górę osłabłego prowadzić nie było można.
— Proszę za mną! — wołał do czeladzi porucznika.
Ranny z widocznym wysiłkiem sam się poruszył iść, lecz wiele zapewne krwi utraciwszy i mając ranę na głowie, opadł na ręce swych pachołków, którzy go więcej nieśli, niż iść mu pomagali. Wlokły mu się nogi, stękał.
O. Szymon, zobaczywszy rany, z któremi się znał, wysunął się naprzód, aby przyjść na ratunek porąbanemu.
Tymczasem brat Michał już celę otworzył i biegł do stojącego w niej łóżka, aby się przekonać czy siennik na