Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Klasztor.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Życie Bużeńskiego, o którem go dochodziły z różnych stron wieści, nawet w tej epoce rozprężenia i jakiegoś bezmyślnego szału, obudzało w ludziach politowanie.
Kalas w tem wszystkiem dostrzegł jakby umyślną, podżegającą, popychającą do zguby dłoń wojewodzicowej Ciągle myśl ta dręczyła go, iż mściwa niewiasta prowadzi do ruiny Bużeńskiego, aby się w ten sposób za doznane upokorzenia odpłacić.
Z temi myślami smutnemi wyjechał Zerwikaptur do Białegostoku i znowu przez czas dosyć długi nie miał żadnej o przyjacielu wiadomości.
Przykro mu było przypomnieć sobie swoją ostatnią bytność w Warszawie, rozmowę z Bużeńskim i wszystko, co było w oczy z jego sposobu życia. Z trwogą myślał, ażali groźna jaka wiadomość nie przyjdzie o nim... Znając zaś gwałtowny charakter porucznika, przewidywał jakiś koniec tragiczny.
W ciągu całego jednak następnego roku o Bużeńskim nic słychać nie było. Dwa lata upłynęły od jego osiedlenia się w Warszawie.
Następny lenung dla chorągwi już inny z panów towarzyszów jechał odebrać w Warszawie; Kalas się wymówił od tego. Po powrocie kolegi nie śmiał badać nawet Zerwikaptur, ale on sam przyszedł — ukłon mu przynosząc od dawnego towarzysza.
— Cóż się z nim dzieje? — zapytał Kalas.
— Mówią, że ostatkami goni — rzekł przybyły — ale zawsze to są jeszcze pańskie ostatki. Na grze spędza większą część czasu, a co gorzej, głoszą nieprzyjaźni mu, co dawniej sam się zgrywał, teraz na spółkę z jakimś Francuzem ogrywa drugich. Krzywo nań patrzyć poczynają.
— Na Boga! — zawołał, protestując Kalas. — To są potwarze! Znam tego człowieka; może się zrujnować, ale się nie splami.
— Tak tyś go znał... i myśmy go wszyscy znali — odparł towarzysz — ale „tempera mutantur“[1]. Po krzywej drodze zajść można tam, gdzie się nie spodziewało.
Nie chciał ani słuchać, ani wierzyć temu Kalas. To pewnem było jednak, że majątki wszystkie zadłużone, już poprzechodziły w obce ręce, że porucznik nie miał nic, a żył na pańskiej stopie i w najściślejszych stosunkach z człowiekiem podejrzanym, że jest graczem z rzemiosła.

Z wojewodzicową i jej mężem, jak powiadał przybyły, stosunki miały być nie zerwane, ale znacznie osłabłe. Z

  1. Czasy się zmieniają.