Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/95

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 88 —

stają jak u nas. Nawet najmocniejsze węzły, pozostawiają jakąś część człowieka za obrębem swoim. Mąż, jest głową domu, pracownikiem przedewszystkiém, znaczna część dnia upływa mu tam gdzie go zatrudnienia powołują, resztkę jakąś często poświęca swobodnemu zupełnie wytchnieniu w piwiarni, kawiarni, ogródku, do domu powraca późno, znużony. Dzieci ukochane, chowane troskliwie, są przecież w rękach nianiek i bon na przechadzce większą część godzin; matka sama przy kuchni, bieliźnie, fortepianie czasem lub z przyjaciółką w publicznym lokalu.
Może być bardzo, że to oszczędne zbliżanie się sprawia iż tak łatwo rozczarowują się ludzie, ale téż odosabniają, stygną. Serce powoli na téj suchéj paszy zamiéra.
Tych kilka słów da nam zrozumiéć ważność wypadku, za jaki uważać było można zaproszenie pana Fiszera na kawę do weneckiego domu... Klara nie wysilała się na przyjęcie, ale sam fakt ten był nadzwyczajnością.
Pułkownik dowiedziawszy się o tém wcześnie, przyrzekł sobie nie chybić i być przytomnym tym odwiédzinom, niezrozumiałym, a wedle niego cóś znaczącym.
Z południa Fiszer ubrany, uperfumowany, odmłodzony, nie bardzo życząc sobie aby go widziano, przekradł się niepostrzeżony prawie ku kamie-