Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 62 —

wie, notował i powoli oswajał się z tém co go otaczało.




Przybycie dawno zapomnianego żołniérza, którego miano już za umarłego, choć w mieście tak zajętém interesami jak Gdańsk, powszechną jednak musiało obudzić ciekawość. Idącego ulicą pokazywano sobie palcami, szepcząc dziwne dziwy o jego przygód pełném życiu, wszyscy dawni znajomi Paparonów widziéć go chcieli z blizka i słyszéć opowiadającego...
W istocie pułkownik miał nieprzebrane skarby najzrozmaitszych powieści w swych sakwach podróżnych. Miał nadewszystko ten talent ludzi wiele po świecie otartych i bywałych, że wśród zupełnie obcych odrazu znajdował się jak w domu i umiał ich także swobodnemi uczynić. Wprawdzie ceremonialne zbyt towarzystwa przerażał, ale ze szczególnym talentem łącząc tę otwartość rycerską, nigdy granic przyzwoitości nie przekroczył, i strach który obudzał zrazu przechodził prędko, gdy się przekonano iż mimo żywości charakteru, był człowiekiem dobrego wychowania i niezmiernie przyzwoitym.
Jedno w nim szczególniéj zastanowić mogło, to niezmożona, niepokonana wiara w to co mu do szczęścia było potrzebném; budził się z uśmiéchem na