Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 45 —

nie niecierpliwiła bardziéj nad starego Wudtke-Wojdskiego... oburzało go samo przypuszczanie ażeby syn jego mógł pomyśléć o pannie która co najwięcéj w posagu przynieść miała dom niepraktycznie urządzony i willę zruinowaną... Położenie p. Jakuba było nader skromne, a ów skarb o którym głuche chodziły wieści, wzbudzał, już tylko śmiéchy i szyderstwa. Ruszano ramionami gdy o nim była mowa. Wistocie skąpy ów dziad Albert zmarł w r. 1816, od tego czasu upływało prawie pół wieku; zatarły się więc nawet wszelkie ślady owego tajemniczego schowania a odkrycie mogło nastąpić chyba w skutku przypadku. Wudtke wreszcie z wielą innymi utrzymywał, że skarb ten nigdy nie istniał, że to było marzenie familii, że piéniądz na fałszywych spekulacyach został stracony, a ze wstydu w regestrach nie wzmiankowano o katastrofie która go pochłonęła. Na dowód przytaczał p. Wudtke w domniemanym czasie zaszłych kilka wielkich bankructw w Anglii, które się w Gdańsku czuć dały. Stary Albert widać wszystko co miał musiał powierzyć jednemu z tych domów, które kryzys handlowa i finansowa pochłonęła.
Główną pobudką dla ojca p. Teofila do sprzeciwienia się nawet przypuszczeniu małżeństwa między córką Paparony a jego synem, był — trzeba to wyznać — majątek. Jedną z zasad dla starego było, iż Teofil spadkobierca tak znacznego domu, przy-