Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 37 —

nowano poszukiwaniami, obalono niemal i nie znaleziono w nich nic.
Przy staranném przetrząsaniu wszystkich pozostałości, w sukni Alberta Paparony, w któréj był zwykł chodzić, znalazł się w kieszeni bardzo misternéj roboty klucz duży... Zdawało się że on właśnie skarbiec ów, gdzie schowane były miliony, musiał otwiérać, ale klucz do niczego nie przypadał i pozostał tylko jako wskazówka i dowód istnienia kryjówki.
Trudno opisać skutek téj śmierci Alberta i okrutnego zawodu dzieci, które niedostatek prześladował, choć nadzieja zawsze przy złudzeniu utrzymywała, że kiedyś się to odkryć musi. Niedostatek kapitałów, zajęcie temi poszukiwaniami daremnemi spowodowały, że pan Teodor musiał się prawie wyrzec handlu i prowadzenia dalszych interesów...
On, żona, dwoje dzieci, zostali tak przy pałacu którego pozbyć się nie mogli, przy willi która im była ciężarem, w ubóstwie niemal. Im dłużéj ciągnęły się nadaremnie poszukiwania, tém rozpacz ogarniała bardziéj biédnego Teodora, który w końcu rozporządziwszy spadkiem swym ewentualnym, zmarł, zagryzłszy się.
Pozostała po nim wdowa, z dwoma synami pod opieką swojéj rodziny, już nawet nie śmiała kosztownych prowadzić daléj poszukiwań — mówiono o skarbie, wzdychano, ale nie było nadziei wynale-