Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 25 —

upadający podźwignąć. Ale wola człowieka jest siłą potężną, jeśli potrafi być trwałą a niezmożoną. Dla tych co się zblizka przypatrywali, stał się Albert nietylko zagadką, ale podziwem, dla wielu pośmiewiskiem. Szydzono sobie z rozrzutności ojca i jego pańskich tonów, syn zdawał się chciéć najostateczniéj przeciwną odgrywać rolę. Od dziecka był skąpym, teraz stał się nim ochydnie, zajadle, śmiésznie, dobrowolnie zaś zajął stanowisko w obec społeczeństwa tak podrzędne, tak uniżone jakby mu ono na cóś z rachuby jego było potrzebném.
Nie mogąc dla braku kapitałów i nadwerężonego kredytu rzucać się na wielkie interesa, począł od najdrobniejszych, odprawił wszystkich komisantów prócz jednego staruszka, pozbył się sług, oblókł w suknie najlichsze i nastręczał téż do najlichszych posług byle cóś zarobić. Niedługo czasu było potrzeba ażeby kredyt powracać zaczął. Albert był rzetelności nieposzlakowanéj, regularności zégara gdańskiego, ale w rachunkach drobnostkowy, nieubłagany, nielitościwy. Do serca i uczucia ani się można było odzywać, śladu go w piersi nie było... Skąpstwo posuwał do bajecznych granic. W domu gotowano raz na tydzień, żyło się odgrzewaném lub suchém, gość nie przestąpił progu. Salon wenecki i dom zamknięty na klucz stara baba pokazywała ciekawym za piéniądze.