Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 257 —

czyby nie pojechać do Indyj po imbir smażony, do Chin po funt herbaty, do Australii po rodzime złoto, lub gdziekolwiekbądź po guza. Miał na swój dział tyle do wydania, iż mógł choćby własnym okrętem ambarkować się, bodaj do Abissynii.
To bogactwo w ogóle tak znaczne iż przeszło piérwsze rachuby, bo procenta narosłe w Londynie utworzyły sumę bajeczną — najmniéj nie zmieniło trybu życia Paparonów. Jakub dla siebie nawykł był nic niepotrzebować, Klara nie lubiła nic prócz książek, muzyki i kwiatów, a tych miała podostatkiem, naostatek pułkownik który dla oszczędności swéj z nałogu i potrzeby sam się czasem zwał pułkownikiem Maravedi, nie umiał piéniędzy wyrzucać, chyba dla uciechy drugich.
Los który czasem bywa bardzo rozumny, a zawsze rozsądniejszy jest od człowieka, zrządził iż w tym roku Karolina Hals jakoś zachorowała a doktorowie poradzili jéj przenieść się na parę miesięcy do kąpieli w Sobótce. Pułkownik zdumiał się, ucieszył, oszalał zobaczywszy panią Karolinę, złapawszy ją, niemal cały dzień bawił i wymógł na Klarze całując jéj rączki że sama piérwsza uczyniła krok do poznania się z ubogą, pracowitą ale bardzo przyzwoitą kobiétą. Karolina acz o wiele starsza, ale przez los wypróbowana, poważna i miła razem, przypadła do serca Klarze. Lubiła ona czytać, więcéj jeszcze myśléć, i rozumiała dobrze