Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/256

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 249 —

ślą wpatrywać w oblicze twoje... Z téj gorączki otrzeźwiła mnie — krew...
„Żyję — a życia mojego myślą jedyną — ty... Raz jeszcze chciałem uklęknąć przed tobą, i prosić cię miłosierdzia... Strułem ci życie, krwawą plamę wspomnienia zostawiło dotknięcie moje na czystych twoich szatach... ale tyś aniołem i przebaczysz... Klaro — ulituj się nademną, poniosę głowę pod miecz spokojny, jeźli z przebaczeniem twém umrę...“
List ten pisany widocznie pod wpływem rozdraźnienia, ledwie czytelny, nabiérał znaczenia strasznego od groźby śmierci zawieszonéj nad głową nieszczęśliwego. Jakub i Wiktor podedrzwiami Klary stali długo, wysłuchując najmniejszego szmeru, niepokojąc się nawet milczeniem... Klara czytała, czytała go zrazu nierozumiejąc nic, prócz tego, że on do niéj napisał. Raz, drugi i trzeci przebiegła go oczyma, nim myśl potrafiła pochwycić. Rozgorączkowanie, zburzenie, nie dozwoliło jéj nawet zapłakać... z oczyma zaiskrzonemi, siadła natychmiast odpisać, nie chciała stracić ani chwili, mając mu przynieść pociechę. Odpowiedź była następująca:
„Niech ci Bóg jak ja przebaczy... Serce moje posłało do twego więzienia dawno to słowo przejednania i litości, na które nieszczęściem swém zasługujesz. Z ludźmi i światem obchodziłeś się jak z przyjaciołmi i rodziną, nie wiedząc że oni są