Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/25

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —

pragnął jéj dać imie Dorotei, stanęło przy piérwszém i równocześnie z przebudowywaniem kamienicy rozpoczęli artyści plany budowli, parku, fontan które piękne wiejskie schronienie przyozdobić miały. Roboty pędzone przez oboje państwo, którzy się niemi zajmowali namiętnie, szły szybko ale pochłaniały summy ogromne... Urodzenie syna... na chwilę tylko oderwało od nich...
W rok po przyjściu jego na świat, piękna Dosia zachorowała ze zbytku może szczęścia, które tak umié zabijać czasem zdradliwie jak niedola, a boleści żywią i krzepią... Zaczęło się to od małego kaszelku, od zbytnich rumieńców na ślicznéj twarzy białéj jakby wypalonych, zdawało się to niczém, potém nastąpiło osłabienie, niemoc, niepokój... lekarze cicho mówili o suchotach, radzili podróż jak zwykle, gdy się chorego chcą pozbyć. Pan Bartłomiéj wybrał się z żoną na południe, ale śliczna Dosia niedojechawszy daléj jak na brzeg Renu, zgasła na ramieniu męża, złożywszy główkę do snu... Rozpacz biédnego człowieka była niewysłowioną, żal straszny... Za ciałem ubóstwionéj istoty szedł biédny pieszo, wiodąc je do tego rodzinnego kąta... gdzie już szczęścia znaléść nie miał nigdy...
Jakiś czas po tym wypadku który go złamał i nagle do ciężkich życia zapasów sprowadził, pan Bartłomiéj był zamknięty, milczący, obojętny na