bienicy urządził... Stary Helmuth trochę skąpy, tą razą powiedział — niczego nie żałować — i zdumił tych co go znali...
Obudziło to trochę zazdrości w ludziach, dało powód do różnych plotek i ukąszeń, ale najzłośliwsi zaprzeczyć nie mogli, iż dawno Gdańsk nie widział nic podobnego. Bartoszek szczęśliwy, rozjaśniony, poczuł życie nowe. I on i żona mieli upopobanie i gust wykwintny, zaraz więc po ożenieniu najpiérwszą rzeczą dla obojga było dom stary odpowiednio do myśli swéj urządzić. Sprowadzono rzeźbiarzy, rysownika, malarzy, zamówiono najlepszych rzemieślników, nie wahano się marmury kupić we Włoszech i restauracyą poczęto na taką skalę, iż miliony pochłonąć mogła. Stary Helmuth stanął w początku oporem, robił uwagi, usiłował odwieść od tak kosztownego przedsięwzięcia, ale córka umiała go sobie pozyskać i zamknąć mu usta. W parę lat późniéj śmierć mu je téż zawarła na wieki. Bez przeszkody oboje państwo oddali się ulubionemu marzeniu, uczynienia z domu tego pieścidełka któreby było cudem i podziwem dla miasta. Oprócz tego grunt i liche domostwo na pół drogi do Oliwy na wzgórzach zamierzono przeistoczyć na letnią willę i park prawdziwie pański. Dorota chciała aby się zwała willą Bartolomea, on