Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/199

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 192 —

że się może tajemnica uchować?... potrzeba przecie naprzód to złoto dobyć z trumny nieboszczyka. Przy największych ostrożnościach nie da się to zrobić tajemnie, potrzeba wezwać świadków sądowych, dozór kościoła i grobów.
— Przepraszam cię, zawołał Wiktor, od familijnego grobu mamy sami klucze... pójdziemy tam robić porządek, przywieziemy z sobą skrzynię... i w nią zabierzemy piéniądze. Wolno nam było tam schować co się podoba i co się podoba wyjąć.
— Wątpię żeby się to dało zrobić, nie zwracając uwagi...
— To moja rzecz, odparł Wiktor...
— Dlaczego ci się chce tajemnicy?
— O! o! Jakubie dla wypróbowania tych nikczemnych ludzi... dla... dla małéj pomsty nad grzesznemi. Z wyjątkiem Radgosza... byłaż jedna dusza przyjazna nam? nie prześladowanoż nas nikczemnie z powodu ubóstwa??
— Ale nie rozumiem zemsty przy tajemnicy, spytał Jakub...
— Posłuchajże, tajemnica będzie pozorną... damy się im domyślić że cóś jest, udając że nic niéma... Zobaczysz jak powoli magnes złoty pociągać ich będzie, jak otoczą nas wąchając... jak staną się grzeczni i serdeczni... jakie ja z niemi komedye odgrywać będę!!
— No? ale z panem René? co zrobiémy z nim?