Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/187

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 180 —

i zrobiłbym to bez namysłu, ale nie wiem co brat postanowi, a za nicbym mu przykrości wyrządzić nie chciał, choćby... dla uratowania sobie życia... Jest cóś bardzo upokarzającego i przykrego w takiém fantowaniu się, które w oczach ludzi jest zeznaniem upadku i nędzy... Zresztą jak tu w Gdańsku pozbyć się tego? Komu? Wozić się z tém po targach i nie miło i ryzykowną jest rzeczą.
— Słuchaj pan — odezwał się żywo podróżny... mów z bratem, decydujcie się... jeżeli hurtem zechcecie pozbyć wszystko aż do dębowych rzeźb, okładzin, wschodów, sufitu... ja nastręczę kupców, a raczéj staję sam jako nabywca. Skończymy prędko i w dwóch słowach.
— Pan? pan? spytał pułkownik zdziwiony.
— Ja! nie mówiłżem panu że mam przyjaciół w Anglii, Francyi i Belgii, którzy wierzą w moję znajomość rzeczy... Nabędę dla nich... oszczędzicie sobie kłopotu... Napiszę do moich klientów... przyślą piéniądze, rzecz może być skończona bez zwłoki.
Pułkownik już był wstał jakby chciał wyjść natychmiast, ale się zawahał i usiadł.
— Pozwól mi pan dodać dwa słowa i nie bierz ich za złe. Oto mnie z wielu powodów rodzina uważa za marzyciela, za rodzaj niepraktycznego człowieka łatwowiernego który, lada co pochwyciw-