Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 177 —

muzeum... Mieliśmy pradziada który w to włożył miliony i nas z łaski swéj zruinował...
— Nie jestto ta kamienica w Długim Rynku, o któréj mi mówiono? spytał Francuz wskazując ręką kierunek.
— Tak... właśnie, dom Paparonów, a ja jestem pułkownik Wiktor Paparona... Widziałeś pan to cacko zewnątrz, miło mi będzie jutro o jedenastéj wprowadzić pana dla obejrzenia wnętrza jego — chętnie mu służę.
Cudzoziemiec uściskał podaną dłoń, kazał podać wina i czoło mu się rozchmurzyło, Wiktor także odzyskał nieco dawnego humoru. Zaczęli gawędzić o Francyi, o kobiétach, o Hiszpanii i kobiétach, o Niemczech i kobiétach jeszcze. Oba wymyślali na nie rzeczy niestworzone... ale oba, widać to było — wielką do nich słabość mieli.
Rozstali się najlepszymi przyjaciołmi pod wieczór, cudzoziemiec stał w Angielskim Dworcu, Wiktor pobiegł do domu i zapowiedział jutrzejsze odwiedziny. Polecił służącéj aby pyły pościerała, pootwierała okiennice i apartamenta przygotowała w całym blasku. Stara Malchen, która wiedziała z doświadczenia iż w podobnych wypadkach, zawsze się jéj cóś od podróżnych dostawało — podjęła się tego z wielką ochotą.