Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 157 —

mieszał się do niczego. Służył on w magistracie, miał maleńką pensyjkę, utrzymywał się z niéj a w domu dostawał mieszkanie i stół, dając godziny kaligrafii i arytmetyki... Pensya pani Lamm szła wcale nie źle, eksternów było dosyć... kilka panienek na stole... Ale rok każdy nową trwogą napawał nieszczęśliwą Adelinę... czy będą uczennice? ile? a jeśli ich zabraknie, z czego się utrzymać? i t. p.
Po piérwszém serdeczném przywitaniu, po pytaniach o zdrowie i rodzinę, biedna Klara musiała mimo wstrętu... przystąpić do interesu który ją sprowadzał.
— Moja droga Adelino — rzekła biorąc jéj rękę, przychodzę do ciebie w imię dawnéj naszéj przyjaźni z prośbą...
Pani Lamm z ciekawością się do niéj przybliżyła, z dobrze rokującém zajęciem. — Mów, moja droga, jeśli ci czém służyć mogę.
— Możesz, byleś chciała zrobić mi największą w świecie przysługę, odpowiedziała Klara. Nic przed tobą taić nie chcę, jesteśmy chwilowo w położeniu najprzykrzejszém... ojciec mój uznał stosowném porzucić posadę jaką miał u Fiszera, nie łatwo o inną. Miarkować możesz iż chciałabym moją pracą być mu użyteczną... Wiész co umiem i czy umiem co takiego, coby ci się przydać mogło? Możesz mi, krótko mówiąc — dać u siebie zatrudnienie, lekcye i zarobek?