Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 134 —

miliony, będzie z niemi stał w przedpokoju i będą go brać za lokaja...
Oba zamyśleni, zniecierpliwieni, rzucając pół słowami, nie wiedząc co począć... siedzieli długo a rozstali się wzajemnie ku sobie zniechęceni.. Narada do żadnego nie doprowadziła rezultatu.




Nazajutrz sprzedanie willi zostało już postanowione, pułkownik tylko chciał jeszcze raz sam przekonać się naocznie iż skarb o którym marzył zawsze, nie mógł być tam ukryty. Wziął z sobą Radgosza... pojechali... przez całą lipową aleję wiodącą ku Oliwie milczeli zamyśleni. Nareszcie ukazały się w lewo owe ruiny ogrodu, i wspaniałych niegdyś gmachów... Widok był prawdziwie zasmucający; tak to wszystko stało opuszczone, zarosłe, dzikie i puste... Sama willa trzymała się wprawdzie, ale w czasie zajęcia Gdańska przez Francuzów, umieszczono w niéj lazaret, powybijano okna, poodrywano potém posadzki, pokaleczono niemiłosiernie to cacko. Fontann, galeryj, posągów leżały tylko pokruszone szczątki. Oba z Radgoszem przebiegli wszystkie zakątki i przekonali się łatwo, że gdyby tu był skarb, jużby się przed łupieztwem nie mógł ostać... Na nieszczęście zruinowanie zniżało o wiele cenę, chociaż z pozostałości wiele było można skorzystać...