Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —

obaj uradziwszy zachować tajemnicę, rozeszli się — szczęśliwi.
Przyszłość więc Paparonów, w chwili gdy się jéj zdały zagrażać największe niebezpieczeństwa, szczęśliwym składem okoliczności obiecywała się wyjaśnić — pułkownik nie posiadał się z radości... Pożegnano szlachcica, odprowadzając go uroczyście, a tymczasem wróciło wszystko w dawne karby.
Fiszer zaś rozgorączkowany, namówiony przez Wudtkiego, rozmiłowany okrutnie, począł na seryo nudzić sobą pannę Klarę. Już w parę tygodni staranie jego o rękę nieulegało wątpliwości, przybrało takie cechy, stało się tak jawném, że się złudzić nie było podobna. Pan Jakub posmutniał, Klara była zniecierpliwiona, Wiktor się oburzał. Ale co było począć? Fiszer nie oświadczał się wyraźnie, niewypadało dawać mu od kosza nim rękę poń wyciągnie.
Nareszcie jednego dnia utrapiony łysy konkurent przyszedł po południu, wyrachowawszy iż Jakub był w jego biurze, a Wiktor w kręglami, zastał pannę Klarę samą, i po krótkim wstępie wybuchnął:
— Pani, rzekł — nie sądzę byś się na moich uczuciach dla ich domu omylić mogła i nie domyślać ich. Od piérwszego zbliżenia się do niéj, gwałtowne uczucie opanowało mnie... nie mogę go dłu-