Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/92

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   87   —

sam na sam do ogrodu, panie domyśliły się, że potrzebowano rozmówić się poufale, na osobności.
— Kochany panie Pawle — począł Adryan — jestem już drugi dzień w okolicy, widziałem Teodora, ciotkę, spotykam na każdym kroku jakąś nową zagadkę, bądź pan łaskaw objaśnij mnie, naucz, wytłómacz, co się tu u was porobiło.
— O czemże chcesz wiedzieć? — spytał Paweł.
— O wszystkiem i wszystkich, czego się sam domyśleć nie potrafię. Zdumieniem dla mnie jest zamążpójście ciotki.
— I było ono niem dla całego sąsiedztwa; ale mógłże kto, najlepiej życzący hrabinie, mięszać się do tego, przestrzegać, odradzać? Najwięcej winien Krzysztof, bo może najwięcej mógł, a sam źle zrozumianą delikatnością się usuwał. To zamążpójście tajemnicze, niezrozumiałe, lękam się, czy uczciwemi środkami dokonane, było sprawą panny Kornelii. — W tem, powtarzam ci, jest coś niepojętego. Nie można się dziwić, że znużona, na rzeczy obojętna dozwoliła kasztelanicowi bywać w swym domu, ale że się zdecydowała wyjść za niego!? Tylko panna Kornelia, która tę sprawę prowadziła cichaczem, wysyłała posłańców, pisywała tysiące listów, przywabiała swego protegowanego, znajdowała preteksty do zatrzymywania go w Zamostowie, może wiedzieć, jak zmuszono hrabinę do oddania ręki kasztelanicowi, ale że ją zmuszono, to pewna.
— Jakto zmuszono? — krzyknął Adryan porywając się — możeż to być?
— Nie mówmy o tem — kończył Paweł — ale powiadam panu, zmuszono ją i to może w sposób, nie bardzo szlachetny i uczciwy. Dziś o tem nie ma już co mówić, gdy rzecz skończona.
Adryan ręce załamał.
— Na tem nie koniec — mówił Paweł. — Hrabina przywiązała się mocno do Wilczkównej, groziło to pannie Kornelii osłabieniem jej wpływu w domu i mo-