Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Jesienią tom III.djvu/88

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   83   —

— Dobry, zacny mój przyjaciel postarzał — rzekła wzdychając — nic go już z tej pustelni, do której przyrósł jak żółw do swej skorupy, wyciągnąć nie potrafi. Żyje w świecie umarłych, maluje herby. Spisuje kolligacye, a czasem nas odwiedza. Radabym go widzieć jak najczęściej, bo go doprawdy kocham.
Powiedziała to chłodno na pozór, i westchnęła.
— Zestarzał nad miarę prędko biedny pustelnik — dodała ciszej. — Całą jego pociechą Wacek, którego na szlachcica wedle swej myśli wychowuje.
— A państwo Pawłowstwo? — dorzucił Adryan aby utrzymać rozmowę.
— Szczęśliwi ludzie — mówiła ciotka — gdyby się ich z majątkiem próżność i państwo nie uczepiło. Sama pani poczęła chorować na to dla przypodobania się Krzysztofowi, ale teraz nabrała smaku i dom przestraja dla siebie.
Rozmowę przerwał wchodzący kasztelanic, który na próg z sobą wniósłszy nudę co go męczyła, ziewał witając gościa i żonę dosyć od niechcenia i co najprędzej padł na wygodny fotel spoczywać. Miał twarz i postawę zmęczonego wielce próżnowaniem człowieka. Adryan postrzegł łatwo, że pomiędzy małżeństwem nie było tej harmonii ludzi co się kochają, a której się dla szczęścia ciotki spodziewał. Wanda unikała wejrzeniem męża, on miał minę zakłopotaną winowajcy. Widocznie pomiędzy temi dwiema istotami przeszła już jakaś chmura, która cień na serca rzuciła. Mówiono o rzeczach obojętnych, a ile razy Adryan chciał coś napomknąć o osobach, co go obchodziły, zbywano go milczeniem wiele znaczącem.
Po obiedzie pan kasztelanic zdrzemnął się w krześle, Adryan na ganek wyszedł z ciotką, ale i tu choć byli sam na sam, nie przyszło do prostszego wynurzenia się. Wszystko, co tu widział i co się przed nim kryło, tak rozbudziło ciekawość przybysza, iż postanowił szukać gdzieś wiadomości i klucza do tej za-